Lipiec 2024

A, miało być tak pięknie - nie na końcu słowa to wkomponowane zaprzeczenie                wpis z dnia 30.07.2024

Raje na ziemi czyli, sztuka prawidłowej kreacji. W, telewizyjnym programie prowadzący wspomniał coś odnośnie rajów serwowanych ludziom przez ludzi. Z, niejaką sugestią, że "raj" "rajowi" nierówny (moje). Kiedyś już pisałem odnośnie rajów. Nazwa wskazuje na związek z RA więc i z Słońcem. I, pewnie z jakimś kapłanem, którego zadaniem było rozwijanie flory uprawowej. Oczywiście, na przestrzeni stuleci/tysiącleci to mogło się zmieniać i migrować. Nie tylko terytorialnie, ale też mentalnie i wyobrażeniowo. Ewoluowanie to, zdaje się, procesy wymuszony samym rozwojem. Zarówno czynników jak i wiedzy jako takiej. A, także różnych innych, pobocznych i niby niezwiązanych elementów wynikających z tak zwanego funkcjonowania świata. Co do samych rajów. Kiedyś mógł być jakiś wzorcowy raj, podobno był sytuowany gdzieś w Afryce Północnej. Od niego mogły powstawać inne ośrodki określane w ten sposób. Ich rola też mogła się zmieniać. I, pewnie się zmieniała. Co do rajów o podtekście politycznym to, jak może wiadomo, są one konstruowane w oparciu o idee rajów zwanych religijnymi - czyli, pochodnymi wcześniejszych rajów naukowych. Potencjał energetyczny danego "określenia", czyli, w tym przypadku RAJ (co ma RAI i RIA i IRA wspólnego z RAJem?) może się zwiększać gdy wyznawcy wzmacniają swoimi pragnieniami, myślami, życzeniami, wyznaniami i innymi takimi emocjami daną strukturę - słowa to też struktura, a, także określenie dla danego typu energii/struktur energetycznych. Zatem wzmacnianie potencjałów (Chemia/Fizyka) danej struktury z jednoczesnym różnorodnym jej konfigurowaniem - wyobrażenia towarzyszące energetyzowaniu powodują różne konfiguracje i tym samym różne, niejednorodne zasoby energetyczne. Muzułmanie wyobrażają sobie RAJ inaczej, jedni Chrześcijanie inaczej, inni Chrześcijanie inaczej, jeszcze inni też inaczej. To wszystko tworzy osobne zasoby z jakąś wspólną albo prawie wspólną podstawą. TO daje potencjał do tworzenia różnych struktur które mają "zrealizować" zamówienie - w tym życiu/świecie. W, tym też potencjały antyRajowe. Bo, raz, że tworzą się struktury wśród tych którzy o tym myślą, ale też te zasoby które nie są z jakichś powodów wykorzystane są potencjałem dla "RAJów" spoza tych którzy o nich myślą. Tworzy się też (tym samym) potencjał dla ANTYRAJÓW. Czyli, dla struktur o podobnym potencjale, ale o przeciwnym "znaku" (+/-). Jak pisałem, już coś o tym nadmieniałem. Zatem wniosek jest mniej więcej taki, że energetyka słów/pragnień powinna być traktowana (jak i wszystko inne) jak maszyneria/urządzenia. Czyli, trzeba wiedzieć ile, kiedy i czego używać/produkować żeby osiągnąć oczekiwany rezultat. A, nie na hurra do ostatniego oddechu. Bo, chcąc "RAJU" daje się też potencjał dla pseudoRAJu. I, nie tylko potencjał, ale też utrwalenie struktury. Innymi słowy, jak to już kiedyś pisałem, wierzący też są winni tego, że źle się dzieje.

Oceany, a brak wody.                             wpis z dnia 29.07.2024 godzina 21:03

Ubytki wody spowodowane jej bezzwrotnym zużyciem powodują zanikanie warstw lodowych więc tym samym próbę wypełnienia luki. Woda niesłona, z lodowców, spływająca do zbiorników wody słonej, czyli do mórz i oceanów prawdopodobnie nie wymiesza się z wodą morską/oceaniczną tylko wyparuje do atmosfery - jako uzupełnienie braków wody w atmosferze. Zatem założenie, że topniejące lodowce podniosą (trwale) poziom wód oceanów i mórz wydaje się błędne. Być może tymczasowo da się to zauważyć - zanim woda zdoła wyparować. Ale w dłuższym okresie jednak woda wyparuje i spadnie jako opad deszczu albo śniegu. Tak przynajmniej powinno to działać. Oczywiście, naukowcy nie przyznają się, że forowali błędne założenia. Gdyby nawet doszło do zaniku produkcji i tym samym do zakończenia procesów związanych z bezzwrotnym poborem wody to i tak nie powinno dojść do "zalania" przez oceany bo nastąpiłby proces przywracania zasobów wody w glebie/gruncie, w atmosferze i w zbiornikach lądowych. A, nadmiar byłby zużyty do ponownego zlodowacenia w regionach najbardziej temu sprzyjających.

Rzeczywistość, czyli, co?                                         wpis z dnia 26.07.2024 godzina 08:20

Tytuł artykułu w jednym z serwisów: "Neutrony łamią prawa klasycznej fizyki - Nowe odkrycia zmieniają nasze rozumienie kwantowego świata".

Zasadniczą kwestią jest kwestia tak zwanej woli. Kiedyś już coś nadmieniałem. Powstaje pytanie, czy istnieje coś takiego, a, jeżeli tak to jaki ma charakter/cechy/zasięg/zakres/możliwości. Jeżeli nie istnieje to czym/z czego jest to co określamy ogólnie jako siłę woli. I, jak ta ewentualna siła wpływa na Rzeczywistość jako taką. Czyli, nie tylko tę osobową, ale też poza osobową (pozaosobową), przestrzenną/ogólną. Być może może się wydawać że nie może wpływać, zwłaszcza na ogólną. Ale to byłoby antychemiczne/antyfizyczne więc niezbyt realne. Może nawet nierealne. Jeżeli wpływa na ogólną Rzeczywistość to pojawiają się kolejne pytania. Czy "indywidualna" siła woli jest jednorodna - w sensie u wszystkich ludzi jednakowa czy może być zindywidualizowana - czyli rekonfigurowana jednostkowo. I, jak to się ma do ogółu. I, do tego, czy oprócz indywidualnych sił woli funkcjonuje jakaś ogólna, pozaosobowa. Tak jak z powietrzem. Mamy w sobie powietrze i ono jest jakby indywidualne. Ale poza nami też jest powietrze. Bez którego nasze powietrze miałoby bardzo krótki czas istnienia. Kolejna kwestia to oddziaływania. Czy, moc/zakres/zasięg i inne elementy mające wpływ na oddziaływania związane z siłą woli mogą osiągać/tworzyć skutki o dalszym zasięgu niż dany człowiek/najbliższe otoczenie? Logika wskazuje, że tak. Ale nie tylko logika. Różne przekazy związane z tak zwanym rozwojem "duchowym" w tym te określane jako religijne też na to wskazują. Zatem, pojawia się konieczność uwzględnienia tak zwanej siły woli jako elementu tak zwanej natury. Oraz tego jak indywidualna (a może niekoniecznie indywidualna) siła woli wpływa nie tylko na postrzeganie przez innych, ale też na stan Rzeczywistości - ogólny, albo szczególny/pozycyjny/regionalny. To jak z wszystkim innym. Na przykład z temperaturą z pieca. Temperatura pieca ma wpływ na otoczenie, najbliższe, ale też na całość Rzeczywistości. Oczywiście, jest kwestia wielkości pieca i ilości pieców. Ale tego nie trzeba tłumaczyć. Zatem, jeżeli obserwator ma siłę woli skonfigurowaną w jakiś odpowiedni sposób to mógłby wywierać wpływ (nawet bezwiednie) nie tylko na wynik obserwacji doświadczenia/procesu, ale też na wszystkie tego typu procesy - na zasadzie nadrzędnego oddziaływania narzucającego dane rozwiązanie - być może poprzez powielanie przez inne takie struktury rozwiązania z "największą/najważniejszą" energetyką - powielanie "zatwierdzonego" wzorca. Tym samym da się chyba zrozumieć i zaakceptować to co ludzie określają jako BÓG. A, przynajmniej da się zrozumieć pewien mechanizm z tym związany.
kot Schrödingera - czy ten przykład jest prawidłowy dla pełnego obrazu sytuacyjnego czy może jest ograniczony do sposobu postrzegania Rzeczywistości przez twórcę tego przykładu? Czy rzeczony kot może być tylko albo martwy albo żywy, albo jednocześnie nieżywy i żywy albo mieć nieustalony stan bytowy? Pytanie, czy w ogóle tam jest? To że był nie musi znaczyć że jest. W, naszym "stanie materii" to co było przeważnie jest, ale też niekoniecznie. Jednak w przykładzie chodzi nie tylko o inny stan materii ale też o inne uwarunkowania środowiskowe. Może nawet o inne uwarunkowania tego co określa się jako naturę/siły natury/stan natury. A, skoro tak to jak stwierdzić jakie są zasady albo jakich nie ma?

Inne czynności seksualne czyli, pic na wodę.     wpis z dnia 25.07.2024 godz. 06:48

Czy dotknięcie czyjegoś ciała można kwalifikować jako inną czynność seksualną? Raczej nie. Gdyby można było tak kwalifikować to wtedy każde dotknięcie, nawet u fryzjera albo u lekarza, albo u masażysty albo u krawca, albo w kolejce itp. musiałoby być traktowane jako inna czynność seksualna. Co oznacza termin inna czynność seksualna? W, zasadzie nic. To słowo?/określenie nie znaczy nic. Albo jest czynność seksualna - pytanie co wchodzi w zakres czynności seksualnych? - albo jej nie ma. Czy rozsiewanie hormonów/feromonów jest czynnością seksualną? A, czy "pachnienie" "gotowością do kopulacji" jest czynnością seksualną? Czym różni się dotknięcie, nawet nieprzypadkowe (nie przypadkowe), kobiecej piersi od dotknięcia jej ręki albo dłoni? Oczywiście, dotknięcie można traktować jako naruszenie prywatności, ale nie jako inną czynność seksualną. Gdyby dotknięcie można było traktować jak czynność seksualną to patrzenie też. A, także odsłanianie piersi. Kobiety, przynajmniej niektóre, jak wiadomo, toczą boje o możliwość żeby na plaży/na basenie mieć odsłonięte piersi. Były takie dyskusje, że skoro faceci mogą mieć goły tors to kobiety też powinny mieć taką możliwość. To wykluczałoby dotknięcie piersi jako czynność seksualną. Co jest oczywistością. Oczywiście, dłuższe dotykanie czyjegoś ciała może już być uznane za czynność o podtekście seksualnym. I, to nie tylko piersi, czy dolnej części tułowia, ale nawet ręki. Czyli, trzymanie się za dłonie też by musiało być traktowane jako czynność seksualna. A, co z niemowlakiem którego matka karmi z tak zwanego cyca? Też dokonuje innej czynności seksualnej? Na przykład w miejscu ogólnodostępnym, gdzie takie czynności są co do zasady zabronione. A, co z obroną przed atakiem gdy broniący się dotknie albo odepchnie atakującą go kobietę trafiając dłonią w jej pierś? Tak zwana inna czynność seksualna odnosząca się do dotykania piersi oznacza sytuację gdy ktoś ogranicza pole manewru, dajmy na to kobiety/dziewczyny w taki sposób że nie ma ona możliwości odejścia albo odsunięcia się i w tym czasie ten ktoś łapie ją za, dajmy na to, pierś/piersi, rozbiera albo próbuje ją rozebrać, lub w inny, przymusowy sposób, wywiera na nią nacisk/i o podłożu seksualnym, lub mającym doprowadzić do takiego podłoża. W, tym taką czynnością mogą być też słowa, zwłaszcza groźby słowne, w, tym też te o cechach szantażu. Jednak to nie może być przypadkowe, zwłaszcza krótkotrwałe, dotknięcie, pacnięcie i tym podobne. Czyli, to nie jest kwestia uznaniowości zainteresowanej/zainteresowanego tylko sposobu, czasu i celu jako takiego. Gdyby było, to, jak napisałem, nawet patrzenie na kogoś, na jego tułów, nogi, ale też pokazywanie ciała musiałoby być traktowane jako czynność seksualna. W, zasadzie gdy ktoś patrzy na kogoś bo mu się ten ktoś podoba to też jest to inna czynność seksualna. Podobanie się to element seksualny więc patrzenie się też spełnia warunki innej czynności seksualnej. Tak samo uśmiechanie się, "strzelanie oczami, mruganie rzęsami, robienie min, też tych zdziwionych, wysuwanie języka, oblizywanie ust/warg, poprawianie włosów, wypinanie piersi, rozpinanie bluzki, koszuli i wiele innych, w, tym makijaż, malowanie paznokci, tatuowanie ciała, dawanie prezentów "bez oficjalnej okazji". Do tego pisanie, czytanie, leżenie na plaży, używanie dezodorantów albo perfum, noszenie ubrań, posiadanie pieniędzy, dóbr materialnych i wszystko inne co powoduje że innym się podobamy jest albo powinno być uznane za inną czynność seksualną. Bo do tego to wszystko się sprowadza.
Dopisek z dnia 26.07.2024
Tu są też inne uwarunkowania związane z tak zwanym molestowaniem. Też te pozaosobowe/pozaindywidualne. I, to różnego typu. Mówiąc dość pobieżnie - wiele takich sytuacji generują wszyscy/wielu poza tym kto to robi. A, skupia się to akurat na kimś takim bo taka energia jest "roznoszona" jak "zarazki" i infekuje tego kto jest podatny. Tak samo jak ta uważana za "dobrą". 

Odnośnie wyroku Sądu w Włochy w sprawie dziennikarka - polityk (obecna Premier)     wpis z dnia 20.07.2024 07:20

Coś mi się tu nie zgadza. Sąd jako taki ma obowiązek być obiektywnym. Z, treści wynikałoby że nie jest. Nie ma tu krytyki ze względu na wygląd (zewnętrzny?) bo podana liczba nie odnosi się do rzeczywistego wzrostu i nie jest użyta w formie krytyki tegoż wzrostu, czy osoby mającej taki wzrost. Tu, konkretnej osoby. Ani użyte słowa o wzroście nie mają wydźwięku krytyki tylko odniesienia się do wcześniejszego fragmentu wypowiedzi. Czyli, jest to jakby uzasadnienie tego dlaczego dziennikarka nie boi się (wtedy) polityka, czyli, obecnie, Premiera Rządu Włoch. Można oczywiście, skazać dziennikarkę za publiczne kłamstwo i publiczne podawanie fałszywych informacji odnośnie samej osoby polityka (w zakresie wzrostu) co skutkuje deprecjonowaniem polityka w sposób nierzetelny i niegodny zawodu dziennikarza. I, za to można dać grzywnę i zadośćuczynienie.

Kilka słów odnośnie tabletki dzień po   wpis z dnia 19.07.2024 r. godzina 21:11

Na TV Republika leci Agora Klarenbacha. Coś tam (chyba) nawijają o tej nieuchwalonej ustawie (chyba) odnośnie "aborcji". Tyle, że nie o samą aborcję miało w tej ustawie chodzić, ile o kwestie związane z tak zwaną tabletką proaborcyjną (moje? określenie). Czyli, znaną jako tabletka dzień po. I, nie o kobietę zażywającą tę tabletkę, tylko o to, że jeżeli ktoś tę kobietę zawiezie do apteki albo na zabieg to może być (podobno) oskarżony o jakieś przestępstwo. To chyba jest błędna interpretacja, bo póki co nie ma zakazu wożenia samochodem kogoś do apteki albo do lekarza. Z, tym pomocnictwem pewnie chodzi o bezprawne/bezzawodowe wykonywanie zabiegów albo innych czynności mających na celu usunięcie płodu albo zablokowanie zaistnienia płodu. Rozciąganie tego na kupienie i dostarczenie takiej "tabletki" to, jak dla mnie, łamanie nie tylko litery prawa, ale też ducha prawa. Jeżeli kobieta ma prawo zażyć taką tabletkę to ma też prawo ją otrzymać - nie tylko od aptekarskiej obsługi, ale też od kogoś kto ją kupi w aptece. Zabranianie tego to łamanie wolności obywatelskiej. Nie wiem że Posłowie w ogóle chcą uchwalać takie ustawy które by to określały jako niełamanie prawa. Ale, jeżeli obecna ustawa, jeżeli jakaś jest, bo nie wiem, ale chyba jest, skoro Lewica chciała depenalizacji, zawiera takie ograniczenia to, choćby z racji tego że ma taką treść, jest, jak dla mnie, nieKonstytucyjna. Chyba, że Lewicy chodziło o coś innego niż o zmianę NieKonstytucyjnych treści tej, o ile tak jest, ustawy. Czyli, o zaistnienie w oczach dotychczasowych i potencjalnych wyborców poprzez wykazanie się koalicyjną skutecznością. Bo, jak sądzę, pewnie są jakieś polityczne "ugody" na brak sankcji za jakieś takie sytuacje nie mające wątku kryminalnego czy noszącego wyraźne znamiona łamania prawa. Jakby nie było obowiązuje zasada domniemania niewinności. Ale nawet bez zastosowania tej zasady obowiązuje prawo do wolności i swobody życia. Przywiezienie córki albo dziewczyny albo żony albo znajomej do lekarza na konsultację nie jest żadnym przestępstwem. Nawet wyrażanie własnej opinii na dany temat nim nie jest. Można by się sprzeczać co do tego gdy ktoś wyraźnie nakłania/przymusza kobietę/dziewczynę do zażycia takiej tabletki albo do wykonania zabiegu. Ale nakłanianie jest czymś innym niż przymuszanie, a, przymuszanie jest czymś innym niż zmuszanie, a, zmuszanie jest czymś innym niż wymuszanie więc i te elementy czyjejś aktywności mogą być różnie traktowane. Do tego dodać trzeba też samą sytuację z istniejącym już/aktywnym płodem/ciążą. Dopóki płód jest częścią organizmu kobiety jest w jakimś stopniu nieautonomiczną formą żywą. I, nie można używać względem tegoż płodu/ów formy człowiek/ludź. Innymi słowy, z punktu widzenia prawa może być chroniony prawnie, ale na innych zasadach niż ludzie, czyli, autonomiczne jednostki żywe - w sensie przetwarzania/procesów chemicznych/biochemicznych. Oczywiście, to że płód nie jest autonomiczny nie oznacza, że kobieta ma prawo robić z nim co jej się zechce. Argument w stylu "mój brzuch moje prawo" nie ma tu zastosowania. Bo nie chodzi o jakiś tatuaż, czy kolczyk, czy jedzenie piasku, lub innych przedmiotów, tylko o sytuację o innym typie skutkowym. 

Zdychanie czy umieranie, czyli, o co chodzi w tej bajce.      wpis z dnia 17.07.2024 godzina 22:45

Określenie zdychanie kojarzy się negatywnie co samo w sobie jest błędem. Takie określenie względem człowieka wyraża nastawienie emocjonalne oparte o emocje określane jako negatywne. Umieranie jako takie jest określeniem procesu zanikania życia, głównie u ludzi, ale też u zwierząt. Jak wskazuje ostatnia sylaba, ma związek z Egiptem - umie RA. I, pewnie kiedyś miało takie znaczenie. Pewnie po jakimś czasie nabrało innego, może na "pamiątkę" dawniejszych wierzeń, znaczenia - też pod kątem, że RA już nie istniał, czyli to był taki hołd dla śmierci RA. I, też niejako jej zaprzeczenie - umieRAnie - umiera nie. Czyli, że śmierć RA skutkowała też zmartwychwstaniem - co jak wiadomo, wyrażało się tym że Słońce zachodzi i wschodzi. Na bazie tych, propagowanych dawno temu, "obowiązujących wiar" powstały późniejsze modele związane z zmartwychwstaniem propagowanym przez spadkobierców władzy dawniejszych kapłanów. To żadna nowość. Co do samego umierania to, jak pisałem, tego określenia używali ludzie powiązani z Egipskimi rytuałami związanymi z RA. Tak się odróżniali od innych, którzy śmierć określali jako zdychanie - od: z dech - czyli, bez dechu/bez życia. Dawniej nikt nie zajmował się tym że zwierzę nie żyje. I nikt nie używał określeń mających to oznaczyć. Poza, oczywiście, Egiptem. Tam, jak wiadomo, zwierzęta miały status społeczny, często wyższy niż ludzie - chociaż ludzie tak tego nie odbierali. Oczywiście, był to pewnego rodzaju przekręt społeczny. Już coś o tym pisałem. I, być może tam, w Egipcie, jakieś zwierzęta, zwłaszcza te bliskie RA (kapłanom i wyznawcom) być może miały status który pozwalał na stosowanie względem nich określenia "umiera". Kiedyś określenia (zresztą dzisiaj też) miały wartość "energetyczną"/społeczną - określały status społeczny. Dla społecznych nizin były inne określenia na daną sytuację, dla klasy średniej inne, dla arystokracji inne, dla wyższych sfer inne, dla kapłanów inne, dla Bogów inne. To są oczywistości związane z Chemią i jej funkcyjnością/funkcjonalnością.

Zdychanie czy umieranie ciąg dalszy.       wpis z dnia 18.07.2024 r. godzina 18:02

Czepiania się tego co ktoś mówi/pisze i robienie tego w taki sposób jak to się dzieje choćby w tej sytuacji to nie tylko odbieranie prawa do swobodnej wypowiedzi. To też przejaw faszyzmu społecznego ukierunkowanego na dyktat poglądowy wyrażający się w jedynie słusznych poglądach/wypowiedziach. I biczowaniu tych którzy wyrażają inne poglądy/nastawienie niż protestująca "większość", która wcale nią nie jest. Jest to też dowód na brak demokracji. Także, a może nawet przede wszystkim, dowód na "zwierzęcą Chemiczność" - wyrażającą się w eliminowaniu słabszych jednostek - słabszych choćby z powodu wieku. To takie "odganianie z stada"/wypędzanie/krzyżowanie/palenie na stosie. I, oczywiście, brak szacunku dla ludzi wychowanych w innych kategoriach poglądowych. Czyli, jak napisałem, faszyzm. A, właściwie jego nowoczesna odmiana/wersja - faszyzm demokratyczny.

Emerytury i płace w III Rzeczpospolitej. Jak to się ma do równości obywateli.    wpis z dnia 16.07.2024 r.

Jak wiadomo nie znam się, bo kto by tam wiedział co w trawie piszczy gdy Obywatel Piszczy(k) z głodu i biedy - w państwie, które "podobno" jest liderem przemian gospodarczych w Europie, a, może nawet w Świecie. Ale, skoro się nie znam, co jest (i) uzasadnione i usprawiedliwione - przepisów tyle, że nawet politycy muszą "zatrudniać" specjalistów od danej dziedziny przepisów i płacić im z państwowej "kasy". Przy tych wydatkach te wszystkie wydatki "na granicy prawa" to pewnie pikuś - to mogę sobie pisać i fantazjować. Pensje, jak wiadomo, są "ustalane" ustawowo (chyba). Zwłaszcza minimalna. Na podstawie różnych "parametrów" od minimalnej wyliczana jest płaca zwana średnią. Od niej zaś, jak wiadomo, wyliczane są przymusowe (kojarzy mi się to z obozami pracy zakładanymi przez Niemieckich urzędników w epoce III Rzeszy - Rzeszy Niemieckiej na terenach przez nią zajętych i okupowanych) stawki przymusowych składek zwanych szumnie i dobitnie społecznymi - ubezpieczeniem społecznym. Plus, wzięta chyba z wyciskacza pieniędzy składka zdrowotna, której ewolucja przypomina jazdę samochodu prowadzonego przez naćpanego i nachlanego oldboya. Zatem, jak mi się wydaje, pensje nie mają "nawisu inflacyjnego" - czyli nie są waloryzowane z powodu parametrów inflacyjnych. Tak jak nie są pomniejszane gdy inflacja (ewentualnie) zacznie dołować. Podobnie jak i ceny produktów koszyka inflacyjnego. Bo te pewnie też nie dołują tylko zwyżkują. Nawet gdy inflacja dołuje. Bo, jak pewnie nie wiadomo, wzrost cen produktów, głównie spożywczych uwarunkowany jest zupełnie innymi elementami tak zwanego Rynku Gospodarczego niż tak zwany próg inflacyjny. Jeżeli pensje, zwłaszcza ustawowa minimalna i, tym samym średnia, nie są z automatu podnoszone o czynnik inflacyjny to powstaje niedobór "tlenowy" który skutkuje "duszeniem się" gospodarki. W, tym samym czasie emerytury są "waloryzowane". Co prawda z wielomiesięcznym opóźnieniem więc z tego powodu też powstaje czynnik niedoboru "tlenowego" wśród emerytów. Tu nawet jest większy bo pensje zawsze można odpowiednio podwyższyć o jakąś kwotę żeby zniwelować skutki inflacyjne - i to na bieżąco a nie dopiero po iluś miesiącach - więc zatrudnieni mają "z górki". Emeryci już nie. Nawet te niby "trzynastki/czternastki" nie niwelują niedoborów i krzywej różnicującej majętność (krzywej minusującej) emerytów. Zatem tu mamy jasność co do Sprawiedliwości Społecznej w zakresie emerytur. System można określić słowem "wyzysk". Jak już pisałem, emerytura "na rękę" to, na dzisiaj, jako minimum - 3000,00 zł. Do tego dodatkowa forsa co pół roku - jako stałe świadczenia - w wysokości też 3000,00 zł na rękę. Takie 500+ dla Emerytów. To dla tych co mają te 3000,00 minimalnej emerytury. Dla tych którzy mają więcej - złotówka za złotówkę.

dopisek: 13:21 
Inna kwestia to wzrost płacy minimalnej, a emerytury. I, to nie te przyszłe tylko bieżące. Czyli, jaki jest stosunek najniższej pensji do najniższej emerytury? I, jak podnoszenie minimalnego wynagrodzenia ma się do emerytur bieżących. Czyli, co ma piernik do wiatraka? Emerytury, mimo tego, że są "waloryzowane" i mają "wyrównanie" w postaci wspomnianej trzynastki/czternastki to powinny być też wyrównywane proporcjonalnie do wzrostu płacy minimalnej. Brak takiego rozwiązanie skutkuje, jak dla mnie, wyeliminowaniem emerytur jako świadczenia Państwowego należnego z tytułu płacenia składek. To jest dość oczywiste. I, prawdopodobnie w Państwie Prawa Obywatelskiego byłoby uwzględnione w zakresie naliczania wysokości emerytur - korekty (in plus) wysokości emerytur. Dlaczego Sejm w Polsce woli omijać ten temat to już temat na inny wpis. 

Aborcja, czyli, o co komu chodzi?       Wpis z dnia 14.07.2024 godziny wieczorne

Z pewnością chodzi o pozycję polityczną i o pozycję w polityce. Przynajmniej politykom i politycznym akolitom. W, tym o przeciąganie liny pomiędzy częścią kobiet promujących prawo do aborcji i kobietami przeciwnymi aborcji, w, tym z dowolnego powodu. Co do samego określenia "aborcja". Jak dla mnie określenie to stanowi główną przeszkodę w uchwaleniu prawa do przerywania ciąży. W, tym, do prozdrowotnego "wsparcia" przez osoby niebędące uprawnionymi zawodowo do takiego wsparcia. Tu pojawia się kwestia, zgodności przepisów z jednej strony nakazującej komuś działanie zgodnie z wykształceniem - zwłaszcza w kwestiach ochrony zdrowia innych ludzi, też z koniecznością udzielenia pomocy, w, tym polegającej na podaniu informacji o sposobach ochrony zdrowia, osobie która takich informacji potrzebuje. W, tym od najbliższej rodziny, ale nie tylko. Do tego dochodzi też wolność wypowiedzi i prawo do samostanowienia życiowego. Co do ochrony płodu jako takiego to co do zasady, płód jest, do czasu porodu, integralną częścią organizmu kobiety więc choćby z tego powodu ma ona prawo do podejmowania decyzji co z tym płodem ma się stać. Oczywiście, nie w kwestiach prawa stanowionego/uchwalanego tylko prawa naturalnego. W, tym tego określanego jako Prawo Boskie/Prawo Boże. Do tej kwestii można też dodać element wpływu tak zwanego Boga albo jakiegoś ichniego Anioła albo kogoś w tym stylu, do ingerencji proosobistej u samej zainteresowanej. Też w zakresie woli usunięcia płodu/zakończenia ciąży przed porodem. Jak wiadomo, niejaki Abraham lub ktoś w tym stylu był promowany jako protegowany przez tak zwanego Boga do wykonawca "woli Boga" - wiadomo o jaki czyn chodzi. Pisałem już w tym temacie, że to było raczej błędne rozpoznanie "prośby/nakazu" - że chodziło o oddanie pierworodnego w służbę kapłańską (a raczej prorocką). Tak więc tak zwana wola to nie tyle wola co odczucia generowane wstecznym ciągiem wydarzeniowym. A, raczej "echem" wydarzeń z tak zwanej przyszłości. W, zasadzie to prawie to samo. A, bywa, że to samo. I zamiennie. Co do woli kobiety do przerywania procesu ciążowego to jest to jej autonomiczna decyzja. Tak jak autonomiczną decyzją jest prawo/chęć do spowiedzi. Dlaczego lepsze jest prawo do stosowania przerwania/usunięcia ciąży od zakazu usuwania ciąży? Powodów jest sporo. Tak jak sporo jest powodów do zakazu przerywania ciąży/zakazu aborcji. Bo takie też oczywiście są. W, tym też odnoszące się do ciąż wymuszonych. Środowiska społeczne, w, tym te o profilu pro"religijnym" tworzą struktury prozachowawcze. Czyli, mające za zadanie utrzymanie wymagalnego dla istnienia społeczności poziomu reprodukcji. Zakaz aborcji ma w "założeniu" utrwalić ten trend. Co, jak widać skutkuje trendem odwrotnym. Pewnie dość często dochodzi do usuwania płodu/przerywania ciąży. W, tym poza Państwem. Co do samego usunięcia to pewnie jest ono kwitowane "samoistnym zakończeniem życia płodowego lub podobnymi "fachowymi" opisami. Nikt nie udowodni że było inaczej bo niby jak? Do tego wiele z tych przypadków w ogóle nie jest rejestrowanych ani w Polsce ani tym bardziej za granicą - gdy klientem jest Polka. Tak więc nie tędy droga. Tym bardziej, że Państwo zamiast "zarabiać" na usuwaniu ciąż - taki zabieg powinien być dość kosztowny. Tyle, że powinien zasilać budżet Państwa zamiast prywatne konta (i to bez rejestracji dochodu). Ale, jak to mówią, ręka rękę myje. Ile jest powiązań na linii polityk - lekarz to pewnie jest tajne/poufne. Ale, wiadomo, serial Klan to nie opowieść o życiowej fikcji tylko o różnych takich życiowych powiązaniach. I, nie tylko ten serial. Czy Państwo powinno zarabiać na przerywaniu ciąż? Oczywiście. I, jest to naturalnie, etyczne i moralne. Oczywiście, z zapewnieniem odpowiedniej opieki, w, tym psychicznej/psychologicznej. Jednak Państwo woli żeby mężczyźni płodzili dzieci, a, kobiety/dorosłe i te prawie dorosłe te ciąże chętnie donosiły do porodu. Taka jest Państwa "misja" i cel nadrzędny. Zatem, żeby tak było, czyli, żeby niechęć do usunięcia/przerwania ciąży była u kobiety większa niż chęć do tego zabiegu trzeba zastosować odpowiednie bodźce - zarówno pozytywne jak i negatywne. Oczywiście, nie ma sensu "tworzenie społecznej patologii i karanie jakimś więzieniem albo czymś w tym stylu, w, tym sprawami sądowymi. Takie podejście głównie spowoduje "odpływ" za granicę kogoś kto obawia się takich sankcji. Za to można zastosować różne inne rozwiązania. Ale najpierw trzeba udostępnić prawo do usuwania/przerywania ciąży - zwłaszcza w obrębie decyzji osobistej osoby zainteresowanej - czyli, głównie kobiety, ale też mężczyzny który doprowadził do zaistnienia ciąży. W, sytuacji gdy osoby nie są pełnoletnie to takie decyzje spoczywają też na nich - chyba, że zrzekną się tego prawa na rzecz rodziców/opiekunów. Jakiego zatem typu mogłyby być to sankcje dla kobiety która przerywa/usuwa zdrową ciążę - nawet tę będącą efektem przymusu kontaktu seksualnego? Tu, oczywiście trzeba rozgraniczyć skutki bo jednak ciąża z przymusu to nieuprawniony/bezprawny/karalny wpływ na życie i na zdrowie kobiety. Zatem taki przypadek należy traktować inaczej niż ciążę z kontaktu seksualnego za zgodą. Tak samo jak inaczej trzeba traktować ciążę bez wiedzy zainteresowanego. Czyli, bez jego zgody. Takie sytuacje też pewnie mają miejsce. Co do sankcji to jest chyba całkiem spory wachlarz możliwości. Od wyższego progu emerytalnego - preferowane powinny być kobiety rodzące i wychowujące co najmniej (conajmniej) trójkę dzieci. Te powinny mieć "wcześniejszą" emeryturę. Zaś każda aborcja (z wyłączeniem chorobowych/zdrowotnych i przymusowych) powinna, z jednej strony zwiększać o rok prawo do emerytury, a, z drugiej pomniejszać o rok ewentualne prawo do wcześniejszej emerytury. To samo z różnymi urlopami, w, tym macierzyńskimi odnoszącymi się do późniejszych ciąż, tych z skutkiem porodowym. Chodzi o to żeby kobiety z jednej strony dbały o to żeby nie mieć niechcianej, ale wynikającą ze zgody na stosunek płciowy, ciąży, a, z drugiej strony żeby, jeżeli już są w ciąży wiedziały (kalkulowały) co im się opłaci - czyli, żeby miały argumenty za pozostawieniem ciąży. Kobiety, jak wiadomo, potrafią kalkulować więc trzeba im dać taką możliwość. Co do samego określenia aborcja. Jak napisałem, jest to określenie antyciążowe więc epatowanie nim, zwłaszcza przez przeciwników aborcji powoduje skutek odwrotny do zamierzonego. Termin ten przyjął się (zwłaszcza w PRLu) zdaje się, w latach 80.tych ubiegłego stulecia - jako "nowomowa" z Zachodu - na fali różnych innych określeń promowanych jako "jedynie słuszne". Potem, echem tego było promowanie trendu do pozbycia się wszystkich znaków diakrytycznych z pisowni. Co, oczywiście, do spółki z systemem aborcyjnym, miało, w długofalowym procesie, doprowadzić do wytworzenia nowego trendu narodowościowego w Polsce i na terenie Polski. Nawiasem mówiąc, te znaki diakrytyczne chyba nie są "czysto" Polskie. Podobne są chyba w regionach gdzie znajduje się Iran i może inne tamtejsze Państwa. Być może to efekt/echo Iranizacji Polski w latach 70.tych. Zwłaszcza pod kątem szkolnictwa/oświaty, Bo, zdaje się, była taka akcja. Chyba miała związek z wcześniejszymi sytuacjami z czasów wojny - gdy Polska korzystała z gościnności" Iranu. Gdy Niemiecka Rzesza prowadziła wojny w Europie. I, związaną z tym, dewastację przez Niemców i nie tylko ich, bo przecież mieli pomocników z innych nacji/narodów, w okupowanej Polsce, tak zwanej Polskiej inteligencji (w tym nauczycieli). Później, po wojnie i w PRLu te braki próbowano jakoś "załatać" poprzez ściąganie z różnych Państw, w tym chyba też z Iranu (wtedy jeszcze Iran "współpracował" z USA) kadr do uczenia/nauki języka Polskiego - głównie pisowni. Bo, jak wiadomo, wcześniej była akcja, że każdy musi umieć czytać i pisać - czy jakaś taka. Zatem określenie aborcja należałoby zastąpić jakimś swojskim, Polskim określeniem. Wtedy "opór" psychiczny/mentalny by zelżał. Co, tym samym, spowodowałoby trend ku uprawomocnieniu się praw do stosowania przerywania ciąż nie tylko ze względów zagrożenia zdrowia/życia kobiety, ale też ze względów wyrażonych wolą kobiety. Ciąg dalszy nastąpi.ść
Szukaj